BARKI.pl
+48 22 446 83 80 info@punt.pl bez patentu

Wspomnienia z jesiennego rejsu rzeką Baise (Akwitania)

Do Agen docieramy wczesnym popołudniem. Słońce świeci obłędnie. Mamy koniec października, a temperatury znacznie przekraczają 25 stopni C. Taki mały szok termiczny po dzisiejszym poranku na rzece Lot, gdy temperatura sięgała zaledwie 5 stopni C.

W bazie w Agen

Baza w Agen robi bardzo miłe wrażenie. Położona w centrum miasta, nad kanałem Garonny, blisko dworca, a jednak w spokojnym miejscu otoczonym drzewami.  Do tego wygodny parking przed biurem, z którego na barkę jest dosłownie „jeden krok”.

Biuro w porcie w Agen
Baza w Agen

Po trzech dniach spędzonych na rzece Lot (czytaj pierwszą cześć relacji: O tym jak pogoda płata figle na rzece Lot) działamy jak dobrze wyszkolona załoga. Barka jest ta sama – Penichette 1180 FB, dlatego bez zbędnych pytań każdy rozlokowuje się w swojej kabinie, przenosimy szybko zapasy kuchenne, dopełniamy formalności w bazie i jesteśmy gotowi do wypłynięcia, ale… zapomnielibyśmy o rowerze. Ten przysługuje nam w ramach wykupionego pakietu „all inclusive”, razem ze sprzątaniem po rejsie, paliwem i ubezpieczeniem kaucji.

Nie chcemy tracić już ani minuty. Rezygnujemy ze szkolenia na wodzie – bo to już nasze kolejne wakacje na barce. Oddajemy cumy i żegnamy port w Agen. Okazuje się, że nie jesteśmy jedyni. W ślad za nami bazę opuszcza jeszcze barka – Penichette 1020 FB.

Wypływamy na kanał Garonny

Z bazy w Agen (jednej z dwóch w regionie Gaskonia i Akwitania) można popłynąć w trzech kierunkach: kanałem Garonny w stronę Tuluzy, lub w przeciwną stronę do Mas d’Agenais, albo tak jak my, wybrać się w rejs rzeką Baise. Liczymy na to, że w jesiennej odsłonie okaże się szczególnie atrakcyjna.

Spieszymy się, bo śluzy otwarte są tylko do 19:00, a my chcemy pokonać jak najwięcej trasy (mamy na to tylko cztery dni).

Pierwsze „koty za płoty”

Już po kilkuset metrach pojawia się niewysoki mostek. To sygnał dla nas, aby opuścić daszek nad górnym pokładem tzw. „bimini top”, bo zawadzimy. Uff, niewiele brakowało. A zaraz za nim sygnalizacja świetlna i wstrzymujące nas czerwone światło. Czujemy się przez chwilę trochę zdezorientowani, bo śluzy żadnej nie widać, ale dostrzegamy wiszący nad kanałem „drąg”. Podpływamy do niego i kręcimy nim, tak jak tłumaczono nam w bazie. W rezultacie światło zaczyna migać na pomarańczowo – sygnał, że pokręciliśmy drągiem poprawnie, a za chwilę zmienia się na zielone. Możemy płynąć dalej.

Przepływamy pod mostem na kanale Garonny
Pierwszy mostek już za nami

I w tym miejscu chce się tylko powiedzieć: ŁOOOO! Płyniemy imponującym mostem kanałowym przerzuconym nad rzeką Garonną. To po prostu trzeba zobaczyć na własne oczy.  Woda pod nami jest wzburzona – to efekt wcześniejszych opadów, natomiast my płyniemy spokojnie, pozdrawiani co i raz przez spacerowiczów.

Most kanałowy nad rzeką Garonną
Most kanałowy nad rzeką Garonną

Tak docieramy do pierwszej śluzy. Za nami wpływa druga barka. Cumujemy i naciskamy zielony przycisk na blaszanej budce. Woda szybko opada i już po chwili możemy wypływać. Podobnie pokonujemy jeszcze trzy takie śluzy, położone jedna za drugą. Zabiera to trochę czasu. Gdyby ktoś chciał płynąć w przeciwną stronę musiałby czekać. Na szczęście większość śluz na kanale Garonny jest automatyczna, co przyspiesza podróż.

Na kanale garonny śluza barka jesień
Ze śluzy do śluzy na kanale Garonny
Jesienne pływanie barką po kanale Garonny
Idzie jesień nie ma na to rady… Nasi przyjaciele z barki Penichette 1020

Naszą pierwszą noc spędzamy w polu. Dopływamy do zamkniętej już śluzy i cumujemy do pomostu. Druga barka staje koło nas. Wyciągają paliki i wbijają je w ziemię. Powoli się poznajemy. To francuska rodzina z dwójką dzieci, która podobnie jak my kieruje się na rzekę Baise. Będzie nam towarzyszyć przez cały rejs.

Cumujemy na kanale Garonny
Nasz pierwszy nocleg „na dziko”

Na rzece Baise

Następnego dnia robimy małą pętelkę. Płynąc kanałem Garonny przepływamy mostem NAD rzeką Baise, śluzujemy się i chwilę później płyniemy POD tym samym mostem. Ciekawe doświadczenie.

Kanał Garonny nad rzeką Baise
Kanał Garonny nad rzeką Baise

A ponieważ jesteśmy już na rzece Baise, dwa słowa wyjaśnienia jak tu się korzysta ze śluz. Potrzebna jest karta magnetyczna. Odbiera się ją od obsługi śluzy w Buzet-sur-Baise, czyli w miejscu gdzie kanał łączy się z rzeką. Zamiast kręcić drągiem i naciskać zielony przycisk, teraz wypuszczamy jednego załoganta na brzeg, a ten wkłada kartę i proces śluzowania odbywa się automatycznie. Zainteresowanych zgłębieniem tematu odsyłamy do artykułu: Wskazówki nawigacyjne dla żeglujących po rzece Baise.

Rzeka Baise jest wąska, szczególnie gdy porównamy ją z rzeką Lot. Mocno zarośnięta. Płynąc nią czujesz się jak w zielonym tunelu z liści. Od czasu do czasu między drzewami można dostrzec mury zamków, które odbijają się w wodzie. Rzeka płynie leniwie, meandruje. O cywilizacji przypominają co jakiś czas przerzucone przez rzekę mosty. Jesteśmy po sezonie, więc nikogo poza nami nie ma na wodzie. Spotykamy jedynie siwe czaple.  Mijamy pojedyncze, zadbane ale wymarłe śluzy. Kto szuka ciszy i spokoju będzie się tu czuł jak w niebie.

Rzeka Baise Akwitania
Czapla na rzece Baise

Z wizytą w Vianne

Pierwszy dłuższy postój robimy w miejscowości Vianne. Długi pomost tylko do naszej dyspozycji (nie licząc wędkarzy). Przy okazji tankujemy wodę i podpinamy się do prądu – wszystko bezpłatnie.

Cumujemy barką w Vianne
Cumujemy w Vianne

Vianne zostało założone w średniowieczu jako bastyda, czyli warowne miasto pod panowaniem angielskim. Zaplanowane prawie „od zera” ma bardzo regularny kształt: otoczone murem z basztami posiada centralnie położony czworoboczny plac. Do dzisiaj niewiele się tu zmieniło. Turystów jak na lekarstwo. Cieszymy się piękną pogodą, wędrując wąskimi uliczkami, zaglądając do kościoła i… zbierając wokół miasta pieczarki. Bartek już ma pomysł co dzisiaj zrobi z nich na obiad 😉

Zanim opuścimy miasto zajrzymy jeszcze na podwieszany most w Vianne, pod którym wcześniej płynęliśmy barką, oraz do ruin starego młyna.

Z wizytą na moście w Vianne
Na moście w Vianne

Czas się zbierać. Przed nami jeszcze kawałek drogi, bo zmierzamy nocować w uroczym Nerac. Dalszą podróż kontynuujemy z poznanymi wczoraj Francuzami. Cieszą się, że znowu nas spotkali, bo w towarzystwie i raźniej, i łatwiej przeprawiać się przez śluzy. Szczególnie, że zepsuł im się ster strumieniowy. Na szczęście Piotr przyszedł im z pomocą i ku ich ogromnej radości szybko rozwiązał problem. Warto czasami czytać dokładnie instrukcję obsługi barki, która jest na wyposażeniu 😉

Nerac – cel naszej podróży

Zapada powoli zmrok. Wydaje się, że szybciej niż wczoraj a to dlatego, że dzisiaj przestawialiśmy zegarki. Musimy jeszcze pokonać śluzę, aby zacumować w porcie w Nerac. Pędzimy najszybciej jak się da. Francuzi są przed nami, wypuszczają syna z kartą magnetyczną do śluzy i patrzymy co będzie się działo: drzwi otworzą się czy nie? Godzina 19h03. Wstrzymujemy oddech i….. Tak udało się! Owacje na stojąco. Drzwi się otwierają, a my szczęśliwi cumujemy w śluzie.

A potem… okazuje się, że radość była przedwczesna. Otwarcie wrót było ostatnią czynnością jaką wykonała śluza. Nie pomogły nawet telefony do operatorów. Poczuliśmy się (w przenośni i dosłownie) wpuszczeni w kanał 😉

Wieczór i ranek spędzamy wędrując niespiesznie, pustymi, średniowiecznymi uliczkami Nerac i poznając miasto. Pogoda nam się trochę popsuła więc jest szaro-buro, ale miasto ma swój urok pomimo pogody.

Nerac nocą
Port w Nerac wieczorową porą.

Naszym zdaniem najpiękniej prezentuje się od strony wody. Zapada w pamięć: zamknięty dwoma mostami port, opadające kaskadowo stare domy, niektóre z pięknymi fasadami z muru pruskiego i górujący nad miastem zamek Henryka IV wzniesiony w XIV-XVI wieku, a po przeciwnej stronie kościół Notre-Dame z piękną rozetą.

Jesień w porcie w Nerac
Widok na średniowieczny most Vieux Pont w Nerac

Zaciekawiła nas bardzo informacja o powodziach nawiedzających Nerac. Wmurowana w fasadę domu fotografia z 1970 roku przedstawia miasto, gdy rzeka wystąpiła z brzegów. Patrząc na zdjęcie trudno sobie wyobrazić tak wysoki poziom wody – stary most zniknął prawie całkiem pod wodą.

Fotografia - powódź w Nerac 1970

Żegnamy się z naszymi przyjaciółmi z drugiej barki. Oni płyną dalej, a my zawracamy. Zostały nam dwa dni i postanawiamy wracać.

Z wizytą w Barbastre

Nie musimy się spieszyć, dlatego zatrzymujemy się w Lavardac, aby stamtąd udać się na spacer do Barbaste. Naszym celem jest ufortyfikowany młyn uznany za francuski zabytek historyczny.

Budynek wzniosła rodzina Lavardaca i Bordes. Pierwsze wzmianki na jego temat pojawiają się w 1259 roku. Młyn ma surowy, warowny wygląd. Zbudowany na planie kwadratu posiada cztery wieże (najwyższa ma 29 m) i 6 pięter powyżej kół młyńskich  Nic dziwnego, że w czasie wojen religijnych pełnił funkcję zamku obronnego. W taki właśnie sposób budowano młyny zbożowe w południowo-zachodniej Francji pod koniec XIII wieku.

Ufortyfikowany młyn w Barbastre
Ufortyfikowany młyn w Barbastre

Wracając na barkę wybieramy dłuższą drogę wzdłuż rzeki Baise. Spotykamy tam kobietę robiącą pranie w popularnej we Francji naturalnej pralni – lavoir, wykorzystującej wodę ze źródła. Pani ma 79 lat (choć zdecydowanie „nie wygląda”) i jak zapewnia, pierze w ten sposób przez całe życie. Ma co prawda w domu pralkę, ale rzadko z niej korzysta. Wyposażona w rękawice nie przejmuje się lodowatą wodą. Mówi, że bardziej po takim praniu boli ją kręgosłup niż stawy.

W ostatnich promieniach słońca cumujemy w Vianne. Po drodze znów spotykając naszych przyjaciół z barki Penichette 1020 😉

Widok z góry na port w Vianne
Widok na Vianne

Wszystko co dobre kiedyś się kończy

Rano zaskakuje nas mgła, która otula całą okolicę. Ale gdy w końcu opadła, powitało nas słońce.

Mgła na rzece Baise
W jesiennej mgle…

Nasz rejs powoli się kończy. Zanim dopłyniemy do Agen robimy krótki postój w Buzet-sur-Baise. Miejscowość słynie z wina Buzet, którego uprawy rozciągają się na lewym brzegu Garonny między Agen i Marmande. Z tego też powodu swoje pierwsze kroki kierujemy do piwnic, w celu degustacji. Wina z Buzet, mimo że nie tak szlachetne jak te z Cahors, warte są swojej ceny.

Radzimy nie odkładać wizyty w Buzet na koniec rejsu (jak my to zrobiliśmy), ale zaopatrzyć się w wina zanim wypłyniemy na rzekę Baise. Warto również, żegnając Agen, odwiedzić lokalny targ i kupić słynne śliwki z Agen. Palce lizać!  

Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Już zastanawiamy się gdzie ruszymy w kolejny rejs: najciekawsze rejony żeglugi we Francji.

Na moście kanałowym nad rzeką Garonną
Powrót do bazy w Agen

Spodobał Ci się artykuł? Oceń go!

1 Star2 Stars3 Stars4 Stars5 Stars (9 votes, average: 4,78 out of 5)
Loading...

Posty w kategorii

ul.Stryjeńskich 15A lok 5 (1 piętro), 02-791 Warszawa +48 22 446 83 80 info@punt.pl

ODWIEDŹ NAS: