Trasa: Lattes – Meze (Etang de Thau) – Agde – Vias – Villeneuve-les-Bezies – Beziers – Aigues-Mortes – Lattes
Chcemy wiosny! A ponieważ wiosna nie chce przyjść do nas, my przyjdziemy do niej. I w ten oto sposób, 6 kwietnia, uzbrojeni w letnie ubrania, aparaty fotograficzne i dużą dawkę optymizmu udajemy się na południe Francji do miejscowości Lattes niedaleko Montpellier. Wynajmujemy tam barkę Penichette 1500 FB w nowoczesnej bazie Locaboat. Jeszcze tylko krótkie przeszkolenie praktyczne z prowadzenia barki, rowery na pokład i w drogę.
W drodze do Canal du Midi
Kierujemy się na wschód. Przed nami pierwsza automatyczna śluza. Musimy się zameldować przez domofon ponieważ obsługiwana jest zdalnie, a kamery nie obejmują obszarów poza wrotami. Pełna mobilizacja. Cała załoga na pokładzie. Pomagając sobie sterem strumieniowym stajemy tuż obok sąsiedniej barki. Sterowanie 15 metrową barką szczególnie przy silnym wietrze wymaga pewnej wprawy, ale nabieramy ją stopniowo podczas rejsu.
Chcemy jak najszybciej dopłynąć do Canal du Midi. Na naszej drodze pojawiają się dwa istotne ograniczenia. Po pierwsze – most w miejscowości Frontignan. Jest podnoszony tylko raz dziennie o 16.00 więc jeśli nie chcemy spędzić kolejnej doby we Frontignan, trzeba się pospieszyć (w sezonie most podnoszony jest dwa razy dziennie). Tuż przy kanale znajduje piwnica z lokalnymi winami tzw. Cavee Balta. Ponieważ mamy trochę czasu, udajemy się tam na degustację 15%, białego wina Muscat de Frontignan. Wino jest ciężkie, owocowe, lekko słodkie, po prostu pyszne! Znakomite na aperitif w południowym słońcu. Nie możemy mu się oprzeć. Kilka butelek trafia na barkę, aby umilić nam kolejne dni żeglugi.
Jezioro Etang de Thau
Po drugie – słone jezioro Etang de Thau. Barki mogą po nim pływać jedynie wtedy gdy siła wiatru nie przekracza 3 stopni w skali Beauforta. Na szczęście późnym popołudniem wiatr słabnie, a my bez przeszkód możemy ruszać dalej. Dobra rada: wpływając na jezioro dobrze obejrzeć się wstecz i zapamiętać, w którym miejscu zaczyna się kanał, ułatwi to drogę powrotną.
Etang de Thau stanowi naturalną granicę pomiędzy Canal du Midi, a rozlewiskami Petite Camargue. Ciepłe i bardzo czyste wody basenu sprzyjają szybkiemu rozwojowi życia morskiego. Dlatego produkuje się tutaj ponad 20 ton ostryg i małży rocznie. Słaba wymiana wody w jeziorze sprawia, że środowisko wodne jest tutaj bardzo wrażliwe. Aby nie zakłócić biologicznej równowagi życia morskiego ważne jest aby pamiętać: o zakazie kotwiczenia na jeziorze, zakazie korzystania z toalet i pryszniców oraz używać jedynie biodegradalnych płynów do mycia naczyń. Za nieprzestrzeganie tych przepisów grożą surowe kary. Barki podobnie jak jachty mają do swojej dyspozycji kilka portów na jeziorze Etang de Thau. My decydujemy się na nocleg w niewielkiej, ale pełnej uroku, rybackiej miejscowości Meze.
Następnego dnia z samego rana, wykorzystując brak wiatru, kończymy naszą przeprawę przez jezioro, pokonujemy Canal des Onglous i śluzę w Bagnas. Jesteśmy na Canal du Midi!
Canal du Midi
Pomysł kanału łączącego Ocean Atlantycki z Morzem Śródziemnym zrodził się w głowie Pierra Paula Riqueta – poborcy podatkowego z Beziers. Udało mu się przekonać do tego pomysłu, nie byle kogo, ale samego króla Francji Ludwika XIV. Mając za sobą tak silne wsparcie mógł on przystąpić do realizacji swoich marzeń. Projekt był jak na owe czasy niezwykle ambitny. Budowa trwała 15 lat. Wzięło w niej udział 12 tysięcy robotników. W rezultacie wybudowano kanał o długość 240 km. Pierre-Paul Riquet był nie tylko autorem budowli hydrotechnicznych kanału, ale przede wszystkim rozwiązał kwestię jego zaopatrzenia w wodę budując kilka sztucznych zbiorników. I choć stracił na tej inwestycji cały majątek przeszedł do historii.
Charakterystycznym elementem kanału są oryginale, opracowane przez samego Riqueta eliptyczne śluzy. Na przykład ta w Agde, do której wpływamy już na początku naszej podróży po Canal du Midi. Zbudowana na planie koła ma aż trzy wrota, z których jedne wprowadzą do kanału wody rzeki Herault. Jest olbrzymia mimo to wymiana wody trwa szybko.
Wiosna dopiero budzi się do życia. Wzdłuż kanału zaczynają zielenić się pierwsze drzewa. Powoli mijamy podmokłe łąki, białe od pierwszych kwitnących kwiatów, na których pasą się stada koni. Słońce co chwila wychyla się zza chmur umilając nam wędrówkę. Pływając barką można cumować prawie w każdym miejscu kanału. Kołki do cumowania wraz z młotkiem są na wyposażeniu każdej barki. Korzystamy z tego rozwiązania gdy udajemy się na zwiedzanie, zakupy, przesiadając się na rowery lub po prostu cumując na nocleg.
Z wizytą w Beziers
Wpływamy do Beziers – największego miasta na naszej trasie.
Historia Beziers
Historia miasta jest burzliwa. W XII wieku miejsce to było mieszanką kultur gdzie panowała podobnie jak w Tuluzie atmosfera równości i wolności. Tolerancja religijna w mieście sprzyja osiedlaniu się tutaj Katarów. Wyznawcy prostego i pokornego chrześcijaństwa sprzeciwiali się materializmowi i władzy świeckiej kościoła. Kościół szybko uznaje ich za heretyków. W 1209 roku papież Innocenty ogłasza krucjatę przeciwko Katarom. Obiecuje krzyżowcom ziemię i dobra katarskie oraz z góry udziela rozgrzeszenia za zbrodnie.
Wątpliwości krzyżowców jak rozróżnić katolików od katarów rozwiewa legat papieski w Langwedocji Arnold Amury słowami: „Zabijcie ich wszystkich, Bóg rozpozna swoich”. 22 lipca 1209 roku, w dzień Świętej Marii Magdaleny, szczególnie czczonej na południu Francji jako pierwszej apostołki Jezusa, rozpoczęła się straszliwa rzeź, w wyniku której wycięto w pień 20.000 mieszkańców miasta – w większości pobożnych katolików. W rezultacie masakra w Beziers stała się początkiem końca ludności katarskiej.
Zwiedzamy Beziers
Wspominamy te wydarzenia przekraczając rzekę Orb starym mostem Pont Vieux – to właśnie tędy wdarli się do miasta krzyżowcy. Nad miastem góruje fantastyczna katedra Saint Nazaire, która przypomina bardziej zamek warowny niż katedrę. Wybudowana po rzezi w Beziers ma zdecydowanie gotycki charakter.
Zwiedzając miasto warto przejść się szeroką esplanadą wysadzaną platanami – aleją Paul Riquet, na której końcu znajduje się niewielki park angielski z sadzawkami, fontannami i palmami; zaprojektowany przez twórcę Lasku Bulońskiego w Paryżu. I choć park jest pięknie obsadzony wiosennymi kwiatami to pochmurne niebo i niska temperatura nie sprzyjają kontemplacji.
Obecne Beziers to bardzo kosmopolityczne miasto z mieszanką wielu kultur. Widać to szczególnie wieczorem gdy najstarsza część miasta cichnie, a dzielnica turecko-arabska tętni życiem.
Most kanałowy i śluza Fonserannes
Z samego rana postanawiamy przepłynąć śluzę (gdyż poprzedniego dnia trochę się spóźniliśmy …) aby w porcie miejskim Port Neuf zatankować wodę. Niestety okazuję się, że w Bezier nie ma wody – to taka mała niespodzianka (na mapie woda wyraźnie jest zaznaczona). Póki co ograniczamy zmywanie do minimum.
W Beziers kończymy naszą wyprawę na zachód Canal du Midi. Decydujemy się jedynie przepłynąć akwedukt i zacumować koło dolnych wrót śluzy Fonserannes.
Most kanałowy na rzece Orb w Beziers kosztował fortunę i był ostatnią wielką inwestycją na Canale du Midi. Jest imponującą a jednocześnie niezwykle piękną konstrukcją. Roztacza się z niego znakomity widok zarówno na miasto zwieńczone katedrą jak i na pozostałe mosty i rzekę Orb.
Nareszcie świeci słońce. Płyniemy leniwie w kierunku śluzy Fonserannes. Ponieważ nie zamierzamy jej przekraczać. Śluza Fonsérannes w Béziers liczyła na początku dziewięć stopni, dzisiaj po modernizacjach prowadzonych w XIX i XX w. wciąż zadziwia siedmioma. Obserwujemy jak szybko i sprawnie otwierają się kolejne wrota a niewielka barka, która towarzyszyła nam we wcześniejszej śluzie szybko wspina się w górę.
Villeneuve-les-Beziers
W poszukiwaniu wody wracamy do miejscowości Villeneuve-les-Beziers. Woda jest … ale na żetony. Żetony można nabyć w miasteczku w pobliskim Tabac. Jeden żeton starcza na 100 litrów. Dokonujemy szybkich obliczeń i już po chwili woda leje się na barkę ku naszej radości. Wszystkie cztery łazienki szybko się zapełniają, pozostała część załogi oddaje się zmywaniu i sprzątaniu barki. Jak dobrze mieć wodę!
Świeżo wykąpani postanawiamy zrezygnować z kolacji na barce na rzecz lokalnej kuchni. Nasz wybór pada na restaurację w centrum miasteczka pod wdzięczną nazwą: Les Enfants Terribles. Większość stolików zajęta. Właścicielka Nathalie Grenet stara się nam wytłumaczyć co kryje się w karcie. Po chwili jej mąż Franck przynosi z kuchni i pokazuje świeże ryby. Co ciekawe, karta dań zmienia się tutaj codziennie, wszystko zależy od tego co świeżego uda się kupić na targu. Długo by się rozpisywać nad wspaniałością dań jakie udało nam się tutaj spróbować: ślimaki, faszerowane mięsem małże, świeże ryby, krewetki, zupa rybna. Na koniec można tylko dodać, że szkoda, że nie wszystkim starczyło miejsca na desery. Jak to mówią Francuzi: Chapeau bas! Kapelusz z głowy. Dla lubiących owoce morza to miejsce jest wyśmienite.
W cieniu platanów
Canal du Midi swój urok zawdzięcza w dużej mierze wspaniałym, 200-letnim platanom, porastającym jeden za drugim oba jego brzegi. Drzewa mają charakterystyczną korę łuszczącą się płatami i odsłaniającą jaśniejsze fragmenty pnia. Platany uznawane są za jedne z najbardziej rozłożystych i monumentalnych drzew świata. Nic dziwnego, że płynąc wzdłuż nich, czujemy się jak w tunelu. Latem liście platanów tworzą przyjemny parasol chroniący przed bezpośrednimi promieniami słonecznymi. Tym bardziej smutny jest widok ich przymusowej wycinki na niektórych fragmentach kanału. Drzewa zostały zaatakowane przez grzyby, na które człowiek nie znajduje lekarstwa. Pasożyty przywieźli do Francji w 1945 roku żołnierze amerykańscy, którzy w skrzynkach wykonanych z drzewa platanowego, zarażonego przez grzyby, transportowali amunicję. Zarażone drzewa usychają w przeciągu 3-5 lat. Obecnie na Canal du Midi realizowany jest program wycinki zaatakowanych chorobą drzew. Drzewa ścina się, spryskuje, a następnie pali, aby uniknąć rozprzestrzeniania się choroby.
Wracamy powoli drogą w kierunku jeziora Etang the Thau. Pogoda jest fantastyczna. W ciągu niespełna 3 dni w przyrodzie zachodzą imponujące zmiany. Trawa wzdłuż kanału nabiera barwy soczystej zieleni. Kwitną drzewa owocowe. Pojawia się coraz więcej liści na drzewach. W winnicach karłowate krzaki winorośli zaczynają wypuszczać liście. Część załogi wsiada na rowery i kontynuuje podróż wzdłuż kanału, równolegle z leniwie płynącą barką. Ścieżki rowerowe są tu znakomicie utrzymane i dobrze oznaczone.
Agde
To nasz ostatni nocleg na Canal du Midi. Cumujemy w niewielkiej odległości od miejscowości Agde (barki nie mogą wpływać kanałem do centrum miasta). Agde – grecka osada, którą zajęli Rzymianie rozkwitła dzięki handlowi ze wschodem. Wśród wielu zabytków na szczególną uwagę zasługuje ufortyfikowana katedra zbudowana z czarnego wulkanicznego kamienia. Kamień pochodzi z kamieniołomów usytuowanych na zboczach góry Mont ST. Loup. Z tego samego kamienia pobudowane są portale najstarszych kamienic. Miasta sprawia wrażenie zdecydowanie bardziej kameralnego niż Bezier. W plątaninie ulic można stracić poczucie czasu i miejsca. Szlak turystyczny i zabytki są dobrze opisane. Spacerując wzdłuż rzeki Heron podpatrujemy trenujące załogi wioślarskie. Trening jest ciężki gdyż silny wiatr od morza utrudnia zadanie. Mimo to niemłode już załogi ćwiczą dzielnie pod okiem doświadczonych skipperów.
W tym samym czasie druga połowa naszej załogi wyrusza na rowerach do Le Grau d’Agde. Wracają z kieszeniami pełnymi muszelek i rozwianym włosem bo na wybrzeżu mocno wieje.
W czwartki rano w Agde odbywa się targ. Składa się z dwóch części: bazarowej mieszanki tekstylnej, która zdecydowanie nie zasługuje na uwagę, oraz z fantastycznego targu owocowo-warzywny w okolicach Les Halles. Można kupić tu prawie wszystko: świeże owoce i warzywa, mięsa, lokalne sery i wędliny, oliwki i sardynki. Na ogromnych patelniach przygotowywane są gotowe potrawy kuchni hiszpańskiej. Nie brakuje oryginalnych dań mniejszości etnicznych z kontynentu afrykańskiego. Ceny nie są wygórowane a wszystko świeże i pachnące.
Jeszcze tylko wizyta w piekarni, bo nie ma to jak świeże bagietki i francuskie rogaliki na śniadanie z aromatyczną kawą, i już płyniemy na wschód. Opuszczamy Canal du Midi aby dotrzeć nad rozlewiska Camargue.
Aiges-Mortes
I tak oto po całym dniu podróży docieramy wreszcie do celu. Przed nami, w świetle ostatnich promieni słońca, wyrasta piękne średniowieczne miasto, otoczone czworokątem murów i okrągłych wież. Jesteśmy w Aigues-Mortes. Ku naszej wielkiej radości w samym centrum miasta jest port z prawdziwego zdarzenia: mamy nieograniczony dostęp do wody i prądu oraz sporo miejsca do cumowania (następnego dnia przyjdzie nam za tę rozpustę zapłacić 37 Eur).
Nazwa Aigues-Mortes oznacza „Martwe Wody”. To nawiązanie do otaczającej miasto i zalegającej w basenach i kanałach wysoko zasolonej wodzie morskiej.
Nasza barka cumuje obok imponującej, liczącej ponad 30 metrów Tour de Constance – symbolu miasta. Wybudowana została przez Ludwika IX jako garnizon wojskowy, służyła głównie jako więzienie.
Powoli zapada wieczór. Miasto jest pięknie podświetlone. Łukowaty most prowadzący do głównej wieży odbija się w wodzie, pozostawionej we fragmencie fosy. Wchodzimy do miasta jedną z 10 bram i udajemy się na nocne zwiedzanie. Brukowane, mokre od deszczu uliczki odbijają światło latarni miejskich. Jest cicho, czysto i spokojnie. Pozamykane okiennice świadczą o tym, że miasto ułożyło się już do snu. Jego spokoju strzeże, umieszczona w centralnym punkcie miasta, statua z brązu przedstawiająca króla Louis IX wyruszającego na krucjatę. Ciekawie prezentuje się również niewielki kościół w stylu gotyckim w centrum miasta Église Notre Dame des Sablons.
Następnego dnia wybieramy się na spacer po murach miejskich, które w niezmienionym kształcie pozostały do dnia dzisiejszego. Ich budowę rozpoczęto w 1268 roku, finansując je głównie z podatków kupieckich. Imponujący czworobok fortyfikacji ma 10 bram i 20 wież obronnych, a jego długość przekracza 1600 metrów. Spacer rozpoczyna się i kończy przy Tour de Constance. Z murów od strony południowej rozciąga się widok na solanki oraz usypane białe pagórki soli. Sól morska jest jednym z najważniejszych produktów wytwarzanych w Aigues-Mortes.
Petite Camargue
Wracamy do Lattes. Pogoda wspaniała, aż żal wyjeżdżać. Słońce świeci już całkiem mocno. Po drodze uskuteczniamy fotograficzne polowanie na flamingi. Delta Rodanu to miejsce lęgowe wielu ptaków. Szczególnie upodobały je sobie flamingi różowe, stając się wizytówką Petite Camargue.
Płynąc kanałem, spotykamy je co chwila. Majestatycznie brodzą po płytkiej wodzie laguny albo zanurzają swoje długie szyje w wodzie, szukając pożywienia. Próbujemy je trochę przepłoszyć, aby zobaczyć w locie całe stada, ale one nie reagują na nasze pokrzykiwania. Kiedy cumujemy barkę do brzegu i próbujemy do nich podejść niespiesznym krokiem, oddalają się, nie pozwalając nam zbliżyć się za bardzo. Woda skutecznie ogranicza nasze możliwości. Pojedyncze flamingi, które udaje nam się dostrzec w locie, wyglądają dostojnie. Zakrzywiona zwykle szyja jest podczas lotu wyprostowana, podobnie jak nogi, a rozpostarte, duże skrzydła mają od spodu czarny kolor.
Jeszcze obiad na górnym pokładzie barki, pożegnalny toast lokalnym winem i już widać port w Lattes. Wszystko, co dobre, musi się kiedyś skończyć. Pozostaje nam jedynie przywieźć do Polski trochę wiosennego słońca z południa Francji, butelkę wina Muscata i kilka rodzajów lokalnych serów. Nie tracimy nadziei, że wiosna niebawem zagości i u nas.